Źródło |
Od jakiegoś czasu leczę się u pulmonologa (czym się zajmuje lekarz pulmonolog dowiecie się TUTAJ). Po ostatniej wizycie, około 3 miesiące temu, grzecznie umówiłam się na kolejną konsultację. Miałam wyznaczony termin na dzisiaj, na godzinę 8:15. Wczesna pora, więc nie jadłam nawet śniadania, tylko pobiegłam rano do przychodni. Ponieważ wizyta umówiona była wcześniej, grzecznie usiadłam pod gabinetem i czekałam... W poczekalni oczywiście tłum ludzi. Pani doktor spóźniona o pół godziny - no bo przecież pora wczesna - w końcu weszła do gabinetu.
Zarejestrowana byłam jako pierwsza, ale widocznie w między czasie panie w rejestracji dokonały pewnych zmian....Rzekomo na godzinę 8:00 był pierwszy pacjent, no ok - czyli przede mną...ale później kolejne osoby wchodziły (oczywiście na wezwanie pani doktor). Po ok. 45-ciu minutach zdezorientowana pukam do gabinetu:
- Dzień dobry, chciałam tylko zapytać, czy ma pani doktor moją kartę?
- Dzień dobry, proszę nazwisko i godzinę...
- Konopelska 8:15
- Nie mam takiego pacjenta na taką godzinę dzisiaj.
- Aha, dziękuję...
Jakżesz wielkie było moje zdziwienie, a poziom zdenerwowania sięgał zenitu No i kto mi powie o co tu chodzi?..., kiedy panie w rejestracji stwierdziły, że ja przecież nie jestem zapisana...a te 3 miesiące wcześniej karteczkę z godziną i nazwiskiem lekarza dostałam...
Na szczęście pani doktor zgodziła się przyjąć mnie dzisiaj. Odczekałam swoje, weszłam do gabinetu, zostałam skierowana na testy skórne. No i znów czekanie pod zabiegowym... Doczekałam się. Weszłam. Pielęgniarka napisała mi numerki na rękach, zrobiła kropki jakimiś preparatami i ponakłuwała je. Nastawiła stoper na 15 minut i zabroniła się drapać...ale jak tu się nie drapać, jak już po minucie wyglądałam, jakby mnie komary pogryzły?... Jednak potrenowałam silną wolę i wytrzymałam. Z minuty na minutę bąble powiększały się, a ręce robiły się czerwone.
Gdy mój czas minął i stoper zadzwonił, musiałam wrócić do gabinetu lekarskiego. Znów czekanie... Weszłam, a na widok moich rąk pani doktor zrobiła wielkie oczy i krzyknęła:
"A to mnie pani zaskoczyła! Czy dobrze się pani czuje? Czy ja panią zbadałam?"Cóż za odmiana...Nagle przejęła się pacjentem...Nie wiem, czy lekarze myślą, że ludzie przychodzą do nich tak sobie, bo lubią, albo nie mają nic innego do roboty?
Te bąble na moich rękach wyglądały na tyle poważnie, że pani doktor kazała mi jeszcze za 20 min. pokazać się w gabinecie. Ponieważ w poczekalni nie było osoby zarejestrowanej na następną godzinę, pani doktor zrobiła sobie przerwę...
Źródło |
W końcu jest! Wróciła! Hurra! Weszłam do gabinetu, pokazałam ręce. Rzuciła tylko okiem i zniesmaczona powiedziała do mnie:
"A dlaczego mnie pani nie szukała?"Ehh...szkoda gadać...Następna wizyta w przyszłym tygodniu...Trzeba uzbroić się w cierpliwość...a tak na rozładowanie emocji ;)
Źródło |
"Przyszła baba do lekarza
(to się ciągle jeszcze zdarza!)
I w radosnym jest amoku
(rejestracja sprzed pół roku).
Tu ją strzyka, tam ją boli
– w strasznej baba jest niedoli.
Lekarz spojrzał na nią ostro
– Proszę lewatywę, siostro!
Najpierw jednak trochę gadki:
– Płaci baba w ZUS-ie składki?
Na nic ustne zapewnienie:
– Ma przy sobie zaświadczenie?
Ma, lecz lekarz nie lebiega, pyta:
– Czy w Skarbowym nie zalega?
Nie zalega, ale zamęt…
– A czy płaci abonament?
Płaci, nooo…, to głowa mała…
– A na kogo głosowała?
– Czy posiada oszczędności?
– Członkiem jest Solidarności?
– Czy się z rządu linią zgadza?
– I czy męża swego zdradza?
– Słucha Tuska, czy Rydzyka?
– Czy wypluwa, czy połyka?
– Czy dorabia se na boku?
– Czy ma konto na facebooku?
– Czy ktoś w domu jest na rencie?
– Czy ma długi w Providencie?
– Gdzie wydaje swe pieniądze: w Lidlu, Tesco czy Biedronce?
– Czy bank przejmie po niej mienie?
– Czy ma teczkę w IPN-ie?
– Czy sejmowych bredni słucha?
– Czy pies w budzie bez łańcucha?
Doktor pisał coś na boku…
Kazał babie za pół roku
zgłosić się na konsultację,
dziś zaś wziął gratyfikację.
Babę wysłał do apteki
– niech se kupi paraleki.
Jakby co, to prosektoria
tańsze są, niż sanatoria.
Baba chociaż ledwie żywa,
to ogólnie jest szczęśliwa.
Bo w tym bajzlu pełnym bzdetów
w nowy limit NFZ-tu
weszła więc z radości
i już a konto leków pości!
Morał jest wynikiem draństwa:
jeśli nie chcesz zostać „skórą”,
miast obciążać budżet państwa
- umrzyj przed emeryturą!
Źródło |
Uśmiałam się nad wierszykiem, ale wizyty nie zazdroszczę :-)
OdpowiedzUsuńEh, na naszą służbę zdrowia to po prostu słów brakuje:(((
OdpowiedzUsuńAle dziwne, że nie podali Ci od razu zastrzyku po tych bąblach. Bo ja miałam podobnie, to niemal natychmiast kazali ściągać majtki i zastrzyk. Opuchnięcie zniknęło w miarę szybko.
OdpowiedzUsuńnasza kochana służba zdrowia :)
OdpowiedzUsuńTen tekst o babie u lekarza świetny! Uśmiałam się :-D A Twoje doświadczenie rzeczywiście nieciekawe. Miałam podobne ;-/ trzeba mieć końskie zdrowie żeby po lekarzach chodzić...
OdpowiedzUsuńA sio z takimi lekarzami, ja też miałam robione testy, ale na pyłki itd.
OdpowiedzUsuńnie pocieszaj mnie bo my mam y w przyszłym tygodniu pulmonologa no i jedziemy do Szpitala Dziecięcego w Prokocimu no i tam no i posiedzimy sobie bo to obchód no to trzeba zostawić pacjentów w poradni i iść na oddział, a to znowu coś i tak kiedyś siedziałam od 10 do 15 masakra
OdpowiedzUsuńA w między czasie przychodzi starsza pani, tylko po receptę i siedzi w gabinecie przez pół godziny a Ty chora wchodzisz na całe 10 min by wypisali Ci receptę na tabletki przeciwbólowe....
OdpowiedzUsuńNie zazdroszcze takiej wizyty i spotkania takiej doktor! Może w przyszłym tygodniu będzie lepiej :-)
Pozdrawiam
Nie znoszę lekarzy..
OdpowiedzUsuńno cóz, tacy lekarze zdarzają sie czesto.. wspolczuje bardzo...
OdpowiedzUsuńWierszyk jakże trafny....ale wizyty nie zazdroszczę...co za dzień...brrr....nasza "kochana" służba zdrowia...do chorwania trzeba mieć albo pieniądze albo zdrowie właśnie...
OdpowiedzUsuńojjjjjjjjjjj.... do pulmonologa chodzę z synem od 10 lat jest to już trzeci w tej naszej pielgrzymce jednak się sprawdza do trzech.... Od 5 lat syn jest odczulany i w ten poniedziałek usłyszeliśmy dodrą wiadomość,że w styczniu ostatnie odczulanie .Jesteśmy szczęśliwi że to już koniec i,że czasami można trafić na dobrego lekarza:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
No to ja Ci powiem tak: wchodzę jakiś czas bliżej nieokreślony temu do gabinetu lekarza pierwszego kontaktu.
OdpowiedzUsuń-Dzień dobry, rzekłam
-Pani doktor podnosząc wzrok znad kartotek, o dzień dobry siadaj dziecko, w końcu jakiś normalny chory pacjent, który nie będzie mi opowiadał jaką to on ma małą rentę...
Ehh idealnie zobrazowana polska rzeczywistość..
OdpowiedzUsuńTak, tak... o naszych przychodniach, to tylko pisać książki i kręcić komedie... Jak mam iść do lekarza, to od razu mam wściekliznę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Znam takie zachowania z własnych doświadczeń....i stwierdzam...że zbyt wiele czasu bywam na szpitalnych korytarzach....
OdpowiedzUsuńnadzieipromyk
ach, nawet nie ma sensu tego komentować :)
OdpowiedzUsuńJa też tego nie rozumiem. Lekarze są naprawdę nie raz beznadziejni..
OdpowiedzUsuńco za dramat!!!!
OdpowiedzUsuńwspółczuje Ci naprawdę .. ja na szczeście korzystam z Medicovera i bardzo sobie chwalę, ale pamiętam jak kiedyś do nfz-tu przychodziłam pod przychodnie o 5 .30 !! żeby się zarejestrować do południa!! bo sznureczek dziadków juz stał!!!!!!
Uwielbiam Twojego bloga...!!!
OdpowiedzUsuńa teraz jak czytam te teksty to pękam ze śmiechu...nawet nie mysle o tym, ze te groteskowe sytuacje mają wiele wspólnego z rzeczywistoscią...tylko zostało nam albo się śmiać albo wziąć toporki w łapki i prosto na.......ehhh
pozdrawiam serdecznie, ale sie ubawilismy z cała rodzinką jak to czytałam!