7 cze 2012

Szok!

Miałam w planie na dziś napisać o czymś innym, ale w moim życiu właśnie miała miejsce abstrakcyjna sytuacja.
Dziś święto. Boże Ciało. Dzień rozpoczął się beztrosko, błogo. Nic nie zapowiadało tego, co miało wydarzyć się później…

Rano chmury spowiły niebo. Człowiekowi nie chciało się nawet z łóżka wyjść. Dzień zapowiadał się leniwie. Decyzję o wyjściu do Kościoła przesuwaliśmy z godziny na godzinę. Większość dnia spędziliśmy przed telewizorem, oglądając filmy familijne :). Maksiu biegał z kąta w kąt. 

W końcu zebraliśmy się w sobie i poszliśmy do Kościoła, przecież to święto kościelne. Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej. Dla osób wierzących to wielkie święto. Szczególnie wspomina się dziś Ostatnią wieczerzę i Przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Uroczystość ma charakter dziękczynny i radosny. Uczestniczyliśmy nawet w procesji. To pierwsza w życiu procesja, w jakiej wziął udział mój synek. 

W międzyczasie wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Trzeba było wykorzystać fakt, że po kilku deszczowych dniach nareszcie się wypogodziło. Po skończonych uroczystościach, wróciliśmy do domu, przebraliśmy się, zabraliśmy ze sobą zabawki i poszliśmy pobawić się do piaskownicy. Maksiu uwielbia zabawy w piasku. Udało mu się też poderwać starszą o kilka lat dziewczynkę. Dzieci bawiły się razem. Robili babki z piasku. Potem poszli na huśtawki. Kiedy huśtanie się znudziło, pokręcili się razem na karuzeli. Następnie przyszła kolej na zjeżdżalnie. 

Dobrze czuli się w swoim towarzystwie, więc ja z mężem usunęliśmy się nieco na bok. Usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy. Wtedy właśnie wydarzyła się ta dziwna rzecz….

Obserwowaliśmy nasze dziecko i rozmawialiśmy, aż tu nagle mąż krzyknął „a skąd on się tu wziął?!”. Odwróciłam głowę i ujrzałam konia. Koń w pełnym galopie, spłoszony, zabłąkany i na dodatek krwawiący mocno z brzucha. Przebiegł między blokami, a my i wszystkie inne osoby, które w tym momencie znajdowały się na placu zabaw, zdębieliśmy po prostu. 

To był szok! Kilka sekund później usłyszeliśmy huk. Nie zastanawiając się długo pobiegłam sprawdzić, co się stało. Przecież niedaleko jest ulica. Jeżdżą samochody, może ktoś ucierpiał i potrzebuje pomocy…Koń staranował stojący na parkingu skuter. Słyszałam też, jak ktoś opowiadał, że szedł chodnikiem i uskoczył w ostatnim momencie. 

Koń pobiegł dalej. Ciągnął za sobą elementy uprzęży. Przyjechała policja, aż 3 radiowozy. Ścigali tego konia już od jakiegoś czasu. 

Na tamten moment nikt nie ucierpiał. Wróciłam więc szybko do męża i synka, i zabrałam ich do domu. Po drodze obserwowaliśmy trasę, którą pokonało rozpędzone zwierzę. Chodniki były czerwone od krwi.

Do tej chwili nie mogę jeszcze dojść do siebie po tym wydarzeniu. Biedny zwierzak przebiegał przed drzwiami wejściowymi do naszej klatki schodowej. Biegł również przez sam środek placu zabaw i między blokami. Wolę nawet nie myśleć, co by było gdyby….

Nigdy nie przyszło mi nawet przez myśl, że mój synek, czy ktokolwiek inny mógłby zginąć bawiąc się na placu zabaw pod kopytami rozpędzonego konia.

1 komentarz:

Dziękuję za odwiedziny. Zapraszam ponownie.
Jak już tu jesteś – zostaw po sobie ślad ;)

Podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...