Dziś święto.
Boże Ciało. Dzień rozpoczął się beztrosko, błogo. Nic nie zapowiadało tego, co miało
wydarzyć się później…
Rano chmury spowiły niebo. Człowiekowi nie chciało się nawet z łóżka wyjść.
Dzień zapowiadał się leniwie. Decyzję o wyjściu do Kościoła przesuwaliśmy z
godziny na godzinę. Większość dnia spędziliśmy przed telewizorem, oglądając
filmy familijne :). Maksiu
biegał z kąta w kąt.
W końcu zebraliśmy się w sobie i poszliśmy do Kościoła, przecież to święto
kościelne. Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej. Dla osób wierzących
to wielkie święto. Szczególnie wspomina się dziś Ostatnią wieczerzę i
Przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Uroczystość ma charakter
dziękczynny i radosny. Uczestniczyliśmy nawet w procesji. To pierwsza w życiu
procesja, w jakiej wziął udział mój synek.
W międzyczasie wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Trzeba było wykorzystać
fakt, że po kilku deszczowych dniach nareszcie się wypogodziło. Po skończonych
uroczystościach, wróciliśmy do domu, przebraliśmy się, zabraliśmy ze sobą
zabawki i poszliśmy pobawić się do piaskownicy. Maksiu uwielbia zabawy w piasku.
Udało mu się też poderwać starszą o kilka lat dziewczynkę. Dzieci bawiły się
razem. Robili babki z piasku. Potem poszli na huśtawki. Kiedy huśtanie się
znudziło, pokręcili się razem na karuzeli. Następnie przyszła kolej na
zjeżdżalnie.
Dobrze czuli się w swoim towarzystwie, więc ja z mężem usunęliśmy się nieco
na bok. Usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy. Wtedy właśnie wydarzyła się ta
dziwna rzecz….
Obserwowaliśmy nasze dziecko i rozmawialiśmy, aż tu nagle mąż krzyknął „a
skąd on się tu wziął?!”. Odwróciłam głowę i ujrzałam konia. Koń w pełnym
galopie, spłoszony, zabłąkany i na dodatek krwawiący mocno z brzucha. Przebiegł
między blokami, a my i wszystkie inne osoby, które w tym momencie znajdowały
się na placu zabaw, zdębieliśmy po prostu.
To był szok! Kilka sekund później usłyszeliśmy huk. Nie zastanawiając się długo
pobiegłam sprawdzić, co się stało. Przecież niedaleko jest ulica. Jeżdżą
samochody, może ktoś ucierpiał i potrzebuje pomocy…Koń staranował stojący na
parkingu skuter. Słyszałam też, jak ktoś opowiadał, że szedł chodnikiem i
uskoczył w ostatnim momencie.
Koń pobiegł dalej. Ciągnął za sobą elementy uprzęży. Przyjechała policja,
aż 3 radiowozy. Ścigali tego konia już od jakiegoś czasu.
Na tamten moment nikt nie ucierpiał. Wróciłam więc szybko do męża i synka,
i zabrałam ich do domu. Po drodze obserwowaliśmy trasę, którą pokonało
rozpędzone zwierzę. Chodniki były czerwone od krwi.
Do tej chwili nie mogę jeszcze dojść do siebie po tym wydarzeniu. Biedny
zwierzak przebiegał przed drzwiami wejściowymi do naszej klatki schodowej.
Biegł również przez sam środek placu zabaw i między blokami. Wolę nawet nie
myśleć, co by było gdyby….
Nigdy nie przyszło mi nawet przez myśl, że mój synek, czy ktokolwiek inny
mógłby zginąć bawiąc się na placu zabaw pod kopytami rozpędzonego konia.
Jeśli macie jakieś informacje o tym wydarzeniu, piszcie...
OdpowiedzUsuń