Urodziłam
dokładnie o godzinie 22:22. Dziecko dostałam po dwóch godzinach, więc w samym
środku nocy. Jednak z nadmiaru wrażeń, tej nocy w ogóle nie spałam. Chciałam
odpocząć po trudach porodu, ciężkiej nocy i wyspać się trochę, więc w szpitalu,
mały spał w takim specjalnym wózeczku. Ale nie zawsze tak było…
Jak wróciliśmy do domu,
mój synek spał w swoim łóżeczku. Początkowo nie było z tym problemów. Maluszek
budził się tylko 1, góra 2 razy w nocy. Wstawałam, karmiłam go, on zasypiał
przy piersi, odkładałam maleństwo do jego łóżeczka, a ja wracałam do siebie.
Podobało mi się to, że
mój synek śpi sam. Myślałam, że jest taki „samodzielny”. Ja się wysypiałam.
Było mi wygodnie. Wszyscy byli zadowoleni. Mogłoby być tak zawsze. Jednak życie
zweryfikowało…
Po kilkunastu
tygodniach trafiłam do szpitala. Maluszek został z resztą rodziny. Przez ponad
miesiąc nie było mnie w domu. Przez ten czas synek wciąż spał w swoim łóżeczku,
jednak, kiedy wróciłam nie mogłam przez co najmniej 3 miesiące podnosić swojego
dziecka. Wtedy nie było przy nas mojego męża, więc moja mama wprowadziła się na
jakiś czas na noc, żeby mi pomóc przy malutkim. Po jakimś czasie stwierdziłyśmy
jednak, że jest to zbyt uciążliwe dla nas wszystkich, łącznie z dzieckiem i
najlepiej będzie, jak Maksiu będzie spał ze mną. No i tak już zostało.
Odetchnęłam, gdy miałam
maluszka przy sobie. Wtedy mój synek miał 5 miesięcy. Zaczęliśmy spać razem dla
własnej wygody. Synuś jadł z piersi praktycznie nie budząc się w nocy w ogóle.
Było nam tak dobrze razem.
Potem wiele się
wydarzyło. Trzeba było jeździć do różnych szpitali. Syneczek mój wiele
przeszedł. Potrzebował mojej bliskości, czułości i ciepła. Dlatego wciąż
spaliśmy razem.
Po jakimś czasie tata
do nas wrócił i przeprowadziliśmy się do innego mieszkania. Mieliśmy tam z
mężem duże łóżko małżeńskie, a nasze dziecko swoje łóżeczko. Skończyło się na
tym, że po kąpieli i wieczornym karmieniu odkładałam maluszka do jego łóżeczka.
Jednak zawsze szybko się budził i wtedy wędrował do naszego łóżka.
Minęło kilka miesięcy i
znów musieliśmy się przeprowadzić. Tym razem okazało się, że nie będzie w łóżku
miejsca dla całej naszej trójki. Ja z Maksiem śpię na narożniku w jednym
pokoju, a mąż na wersalce w drugim. Jakoś sobie radzimy, dziecko jest
szczęśliwe i najważniejsze, że się wszyscy wysypiamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny. Zapraszam ponownie.
Jak już tu jesteś – zostaw po sobie ślad ;)