8 cze 2012

Z życia wzięte...


Mój skarbek przyszedł na świat 2 lipca 2010 roku. Był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Rodziłam długo. Maksiu miał tak skostniałą główkę, że nie chciał przecisnąć się przez drogi rodne, ale w końcu się udało. Dostaliśmy 9 punktów w skali Apgar. Synuś miał lekko sinawą barwę skóry ze względu na długi czas porodu, ale poza tym wszystko było w porządku. Jak na razie…

Dostałam synka 2 godziny po porodzie. Miałam czas, żeby dojść do siebie i ogarnąć się trochę. Był taki maleńki, cudowny i od razu zaczął szukać piersi. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Dopiero na drugi dzień po porodzie lekarze troszkę nas postraszyli. Mój synek miał zaburzenia jonowe – to ze względu na upał (było wtedy ponad 30 stopni). Musiał przyjmować pierwsze w swoim życiu kroplówki na wzmocnienie. Dostał też żółtaczki, ale to normalne i częste u noworodków. Kolejnego dnia, kiedy to już mieliśmy wyjść do domu, okazało się jednak, że maleństwo ma bakterię e. coli w drogach moczowych. Niestety trzeba było rozpocząć kurację antybiotykową i maleńki dostawał zastrzyki i kroplówki. Wtedy też wkłuto mu wenflon w główkę. Do dziś ma ślad, kiedy mocno się napręża, widać tę żyłkę, w którą dostawał leki.



Wróciliśmy do domu w 10-tej dobie. Jednak nie na długo, jak się później okazało… Po 3 dniach pobytu z synkiem w domu, ja trafiłam z powrotem do szpitala. Na szczęście to tylko typowe sprawy dla kobiet w połogu, więc szybko mnie tam wyleczyli i po zabiegu oraz tygodniu kuracji antybiotykowej, wróciłam do domu. 

Jednak po powrocie, tego samego dnia, przy kąpieli zauważyłam, że mój synek nie porusza lewą rączką. Było to dla mnie dziwne, bo wcześniej wszystko było w porządku. Kąpaliśmy małego wieczorem, więc następnego dnia rano udaliśmy się do pediatry, aby to skonsultować. Niestety dostaliśmy skierowanie do szpitala, z podejrzeniem porażenia splotu barkowego, na dokładniejsze badania. Mój skarb miał wtedy 3 tygodnie. 

W szpitalu robiono mu przeróżne  badania. Kilkakrotne USG główki, barku, rączki, i innych narządów, badania krwi, moczu (w których ponownie wyszło e. coli i znów trzeba było przyjmować antybiotyk). Badali go ortopedzi i neurolodzy. Miał też pierwszy raz w życiu robioną tomografię główki (do której musiał zostać uśpiony, a potem nie mogliśmy go dobudzić. Pielęgniarka mówiła tylko, żeby patrzeć, czy oddycha…). Po pierwszym USG główki byłam przerażona. Lekarz zinterpretował je w jednoznaczny sposób. Stwierdził, że Maksiu miał wylew 4-tego stopnia i stąd ten niedowład, a później mogą ujawnić się kolejne nieprawidłowości. Po kilku dniach powtórzono badanie i inny lekarz uspokoił mnie mówiąc, że to raczej były jakieś mikrourazy, które z czasem się wchłoną i to na pewno nie jest to przyczyna. Niby dobrze, ale dlaczego mój syn przestał ruszać ręką? Wszystkie badania wychodziły w normie. Lekarze nie wiedzieli, co z nami zrobić. Maksiu przyjmował później już tylko witaminy z grupy b i wtedy aktywność jego rączki nieznacznie się poprawiła. Nie postawiono jednoznacznej diagnozy. Lekarze pozostali przy podejrzeniu porażenia splotu barkowego, choć do dziś sprawa nie jest wyjaśniona. Zalecili nam rehabilitację.

Po kilkunastu dniach poszukiwań przyczyny takiego stanu rzeczy, zostaliśmy wypuszczeni do domu. Wszystko ładnie, pięknie, ale dlaczego mój syn nie rusza ręką? Wszyscy mnie uspokajali, że czasami  tak się zdarza, że u takich maluszków rehabilitacja działa cuda…Bardzo chciałam w to wierzyć. Rozpoczęłam poszukiwania odpowiedniego ośrodka rehabilitacyjnego. Udało nam się załatwić termin dość szybko.

Jednak nie było nam dane nawet zacząć rehabilitacji, ponieważ pewnego pięknego dnia, przy zmianie pieluszki zauważyłam, że mój maluszek ma w pupie ogromne zgrubienie pełne ropy. Znów skonsultowaliśmy ten fakt z pediatrą, ale konieczna była niestety konsultacja chirurgiczna. Znów trzeba było zostać w szpitalu. To był ropień. Tym razem czekał nas zabieg. Trafiliśmy na oddział chirurgiczny. Maksiu miał wtedy 6 tygodni. Lekarze szybko zoperowali moje dziecko, bo już drugiego dnia było po wszystkim. Jednak maluszek zaczął gorączkować. Pomyślałam, że bezpośrednio po zabiegu, to normalny objaw. Ale stan mojego dziecka pogarszał się z godziny na godzinę. Lekarze kazali mi podawać małemu czopki(!) na zbicie temperatury. Poza tym nic nie robili, obserwowali. 

Rana pooperacyjna ładnie się goiła, choć straszyli mnie przetokami, ale na szczęście nic takiego się Maksiowi nie zrobiło. Tylko skąd ta temperatura? Dziecko słabło z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Maluszek stawał się przezroczysty. Dosłownie przez skórę było mu widać narządy wewnętrzne. Dziecko traciło siły, nie chciało już nawet ssać piersi, nie mogło spać. Mój syn umierał…jednak dowiedziałam się tego później. Chirurdzy pokpili sprawę i gdyby do akcji nie wkroczył pediatra, dzisiaj nie byłoby Maksia z nami…

Na szczęście wezwaliśmy na konsultację pediatrów. Przeniesiono nas na ich oddział. Szybko podjęli akcję. Nie było na co czekać. Zrobili mojemu synkowi wszystkie konieczne badania. Podejrzewano zapalenie opon mózgowych, dlatego zrobiono mojemu dziecku punkcję lędźwiową. Na szczęście płyn mózgowo rdzeniowy był czysty. Zbadano więc krew. Podejrzewano sepsę, bo w ropniu wyszła bakteria e. coli. Na szczęście krew była czysta, ale hemoglobina wołała o pomstę do nieba. Dlatego szybko podłączono Maksiowi krew, zrobiono mu transfuzję. To uratowało mu życie. Stan mojego synka się poprawił na tyle, że po kilku dniach wypuszczono nas do domu.

Teraz mogliśmy zacząć rehabilitację, bo ręka wciąż była niewładna. Trafiliśmy do Ośrodka Wczesnej Interwencji. Moje dziecko miało tam kompleksową opiekę. Lekarz rehabilitant, rehabilitanci ćwiczący z dziećmi, psycholog, logopeda, pedagog. Wszystko, czego dusza zapragnie i czego potrzeba, aby pomóc dzieciom. Zaczęliśmy ćwiczenia. Wtedy dopadły mnie moje problemy zdrowotne. Wykryto u mnie nowotwór. Trafiłam do szpitala na operację i leczenie. Zostawiłam moje ukochane maleństwo na ponad miesiąc. 

Wróciłam do mojego maluszka, jednak nie mogłam go podnosić przez co najmniej 3 miesiące. Wtedy to zaczęliśmy spać razem. Był to dla mnie szczególnie trudny okres, ponieważ dołączyły do tego jeszcze problemy rodzinne. Na szczęście mogłam liczyć na moich rodziców i siostrę, którzy bardzo mi pomogli. Podawali mi dziecko, nosili go, zajmowali się  nim, żebym tylko mogła odpocząć. Siostra zawoziła nas na ćwiczenia do OWI. 

Z czasem doszłam do siebie. Mój synuś rósł. Stał się bardzo silny i dla niego wyzdrowiałam. Trzeba było dziecku rozszerzyć dietę. Maksiu wciąż jadł z piersi, bo mimo wszystko udało mi się utrzymać laktację. Zaczęliśmy wprowadzać nowe pokarmy. Ciężko to szło, bo mały sporo ulewał, wręcz chlustał jedzeniem. Ale była jeszcze ta pierś, przy której czuł się najlepiej. 

Czas mijał. Synek rósł jak na drożdżach i mimo przeżyć rozwijał się normalnie. Kiedy skończył 9 miesięcy, pojawiły się u niego drżenia główki, bródki i rączek. Przestraszyłam się, bo wyglądało to dziwnie i powtarzało się coraz częściej. Skonsultowałam się z neurologiem. Pani doktor bardzo mnie przestraszyła, bo stwierdziła, że mój syn jest bardzo opóźniony w rozwoju, wciąż ma niedowład (choć rehabilitanci twierdzili inaczej) i konieczne będzie badanie rezonansem magnetycznym. 

Znowu trafiliśmy do szpitala. Tym razem na oddział neurologii i na krótko, tylko na badanie. Jednak znowu trzeba było dziecko uśpić. Czekaliśmy na wyniki z niecierpliwością. Na szczęście wszystko wyszło w normie, tylko jakieś drobne zwapnienia. Nie postawiono i w tym przypadku jednoznacznej diagnozy. 

Zrobiono wtedy też Maksiowi dodatkowe badania, w których niestety wyszedł podwyższony poziom kwasu metylomalonowego, co miałoby świadczyć o wrodzonej wadzie genetycznej metabolizmu. Mogło być też efektem epilepsji…Zostaliśmy skierowani do Centrum Zdrowia Dziecka, do Warszawy. Hmm no cóż, ten podwyższony poziom kwasu metylomalonowego tłumaczyłby problemy z przyswajaniem pokarmów innych niż mleko matki, no i te drżenia. 

Byliśmy w szpitalu w Warszawie dwukrotnie, w kilkumiesięcznych odstępach. Na szczęście te wcześniejsze podejrzenia nie potwierdziły się. Mam zdrowe dziecko. Teraz nadrobiliśmy zaległe szczepienia i czekamy na bilans dwulatka, ale co przeszliśmy, to nasze…

16 komentarzy:

  1. No to faktycznie przeszliście sporo...
    Trzymam za Was kciuki i życzę dużo zdrówka!
    ...Co NAS nie zabije, to NAS wzmocni...

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany! Ale historia, Boże szok, że tyle przeszliście i jeszcze mleczko udało się utrzymać! Podziwiam jesteś bardzo dzielna i silna, Maksiu ma wspaniałą mamę, a mama ma cudowne zdrowe dziecko. Bardzo się cieszę, że Synek rozwija się prawidłowo mimo tego straszenia przez lekarzy. Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż mnie ciary przeszły!! jesteś super dzielną mamą :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzielna, waleczna mama. Cieszę się, że summa summarum wszystko jest dobrze jednak.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzielna kobieto ! Kłaniam się nisko ! Ciarki ciarkami ale łzy mi lecą niesamowicie. Jak to dobrze że już po wszystkim !

    OdpowiedzUsuń
  6. Rany popłakałam się dosłownie:( Nie wyobrażam sobie co musieliście przejść:( A czy te drgawki ustąpiły? Czy powtarzały się w jakichś konkretnych sytuacjach? Pozdrawiam i mocno ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. drgawki były podczas przewijania, podczas zabawy, czasem Maksiu budził się, siadał na łóżku i trząsł się, ale na szczęście to już minęło...

      Usuń
  7. kochana jesteś najwspanialszą mamą podziwiam cię. Buziaczki dla synka.
    Mamakarolka

    OdpowiedzUsuń
  8. Nawet nie próbuję sobie wyobrażać co przeszłaś bo to niemożliwe. Cieszę się, że już wszystko jest w porządku i z całego serca życzę Wam by już wszystko było dobrze. Ucałuj tego swojego małego bohatera od innej mamy blogującej:)

    OdpowiedzUsuń
  9. w glowie się ne miesci co musieliście przejść! to powinieniem byc piekny Wasz czas, dobrze ze teraz jest wszystko ok! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. współczuje przeżyć, widzę, że nie tylko ja miałam przejścia...

    OdpowiedzUsuń
  11. Skąd podwyzszony kwas MMA? juz spadł?! To możliwe?! O ile mi wiadomo czasem przy podawaniu wielkich dawek B12 spada. u nas niestety to nie działa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytalam z drzeniem serca. Jedtes wspaniala I bardzo silna!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny. Zapraszam ponownie.
Jak już tu jesteś – zostaw po sobie ślad ;)

Podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...