Udało się dostać pracę w szkolnictwie, co bardzo mnie ucieszyło. Przyszedł okres Świąt Bożego Narodzenia. Zwyczajne rodziny połączyły się w ten czas, a zwyczajny chłopak postanowił wykorzystać magię świąt i oświadczył się wreszcie zwyczajnej dziewczynie.
Wbrew pozorom nie było to dla mnie zaskoczeniem. W okresie tuż przed samymi świętami zwyczajny chłopak i jego rodzice dość dziwnie się zachowywali. Jednak nie wiedziałam, skąd on znał właściwy rozmiar pierścionka... Okazało się, że jakiś czas wcześniej zwyczajny chłopak potajemnie wyjął z mojej szuflady pierścionek, który najlepiej pasował rozmiarem do mojego serdecznego palca. A skąd wiedział, że właśnie ten pierścionek ma wziąć? Kilka dni wcześniej, jak nigdy zaczął przeglądać moją biżuterię i wypytywać mnie co lubię nosić, co mi się podoba i takie tam...Wziął błyskotkę do złotnika i tam dopasował odpowiedni rozmiar pierścionka zaręczynowego. Nic nie zauważyłam, bo zwyczajna dziewczyna bardzo rzadko nosiła jakiekolwiek ozdoby na palcach. Zawsze lubiłam mieć wolne ręce, ale wiedziałam, że kiedyś będę musiała przyzwyczaić się najpierw do pierścionka zaręczynowego, a potem do obrączki.
Cóż mogła odpowiedzieć zwyczajna dziewczyna na tak wyczekiwane pytanie, ""czy zostaniesz moją żoną"? No pewnie, że się zgodziłam. Byłam wtedy najszczęśliwszą osobą stąpającą po tej ziemi. Chwaliłam się wszystkim znajomym, że wreszcie się zaręczyliśmy, że w końcu przyszedł ten dzień, że moja cierpliwość została wynagrodzona...To był u mnie temat numer jeden. Zaczęłam myśleć o przygotowaniach do tej ważnej uroczystości. Roznieciły się znów marzenia o rodzinie, dzieciach...Już nie mogłam się doczekać :D
Po feriach świątecznych, już w nowym roku, zwyczajna dziewczyna wróciła do pracy uradowana. W szkole miałam już cały etat. Zwolniłam się wcześniej z pracy w hipermarkecie. W święta zaręczyliśmy się ze zwyczajnym chłopakiem. Koleżanki cieszyły się, gratulowały.
Normalnie cud, miód i orzeszki ;) Wszystko zaczęło się tak pięknie układać. Spełniały się moje marzenia o założeniu własnej rodziny. Miałam świetną pracę, którą uwielbiałam. W sumie nie zajmowała mi wiele czasu, więc mogłam skupić się też na przygotowaniach do ślubu.
Zaczęliśmy od szukania sali, bo wtedy będziemy mieli jakiś konkret. Termin ślubu i wesela miał być niezbyt odległy - zwyczajna dziewczyna chciała jak najszybciej, ale i nie za szybko, żeby udało nam się uzbierać pieniądze na organizację wszystkiego. Nie wygraliśmy w totka, nie odziedziczyliśmy fortuny, nie inwestowaliśmy i nie graliśmy na giełdzie. Rodzice nie mieli pieniędzy, żeby nam pomóc. No i zaczęły się schody...
C.D.N.
Początki z reguły bywają trudne, efekty przychodzą później.
OdpowiedzUsuńpoczątki bywają trudne, a potem bywa jeszcze trudniej.... ;)
Usuńznam z doświadczenia takie schody...
OdpowiedzUsuńkażdy ma swoją ścieżkę, która wiedzie na szczyt ;)
UsuńBardzo romantycznie jest w Waszym życiu :))) takie czułe oświadczyny :))))
OdpowiedzUsuńromantycznie? hmmmm coś jak "Cierpienia młodego Wertera" :P
UsuńUwielbiam zwyczajna miłość ;)
OdpowiedzUsuńcieszę się :) jeszcze będą nieoczekiwane zwroty akcji ;)
UsuńDługo kazałaś nam czekać na dalszą część historii :) Pięknie wyszłaś na powyższym zdjęciu !!!
OdpowiedzUsuńa dziękuję Ci bardzo ;)
UsuńCzekam na dalszy ciąg;)
OdpowiedzUsuńprzed nami ciężki okres, więć dlatego zwlekam z wpisem na ten temat ;)
UsuńI znów karzesz czekać na ciąg dalszy...ech...:) dawkujesz nam tą przyjemność:)
OdpowiedzUsuńWpadam z pozdrowieniami:D:D
Usuńściskam Was :*
UsuńŚliczna Zwyczajna Mamusiu, chyba każda z nas rozumie Cię, bo każda jakieś tam schody w tym radosnym i pełnym magii czasie przygotowania do ślubu miała :) czekam na dalszy ciąg i wiem, że się nie zawiodę :)
OdpowiedzUsuńoj ciężko będzie, ciężko....dlatego się przełamać nie mogę...
UsuńNadzwyczaj piękne :)
OdpowiedzUsuń:) zwyczajny narzeczony popadnie w samozachwyt, jak to przeczyta :P
UsuńPięknie napisane....choć jak to ktoś napisał wyżej początki zazwyczaj są trudne, niestety.
OdpowiedzUsuńpoczątki i nie tylko ;)
Usuńo oczywiście jak schody to ucięłaś notę......
OdpowiedzUsuńtak może trochęsmuto zabrzmi....czasem kiedy zaczynają się schody.....trwają do końca życia;(((((
no i tak właśnie jest...
Usuńchyba każdy z czasem przeżywa schody...
OdpowiedzUsuńJak tam Twoje zdrówko?
weronikarudnicka.pl
dziękuję, jest już lepiej ;)
UsuńCzekam na ciąg dalszy...
OdpowiedzUsuńukaże się niebawem ;)
UsuńPrzede wszystkim gratulacje...i grać dalej w totka może w końcu się uda aby weselicho było jak ze snu ;)
OdpowiedzUsuńMy mielismy to szczęście, że nam rodzice dużo pomogli, więc martwiliśmy się tylko o drobne sprawy. Życzę powodzenia w planowaniu.
chyba trochę nie w temacie jesteś, ale dzięki ;)
UsuńBardzo fajnie to opisujesz, na poczatku z reguły jest dosc ciezko...ale jak widac daliscie radę :-)
OdpowiedzUsuńwalki trwają nieustannie ;)
Usuńpiękna historia dobrze si ę czyta :D
OdpowiedzUsuńhistoria życiem pisana ;)
UsuńWitaj. Fajny Blog. A ta zwyczajna historia zwłaszcza powyższy rozdział ehh skąd ja znam ten ból. Ciekawa jestem co wykombinowaliście? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńniebawem się dowiesz ;)
Usuńnoo i co dalej? ; D
OdpowiedzUsuńjuż niedługo napiszę znów :)
Usuń