Robiło się coraz poważniej. Wszędzie chodziliśmy razem. Nawet rodzina zaczęła nas oficjalnie zapraszać na ważne uroczystości już jako parę.
Dostaliśmy swoje pierwsze, wypisane imiennie na nas jako parę, zaproszenie na uroczystość przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej od bratanka zwyczajnego chłopaka. Zwyczajna dziewczyna pośród rodziny zwyczajnego chłopaka, a jego bratankowie wołali do mnie ciociu :)
Miłe uczucie, choć wtedy jeszcze tego się nie spodziewałam :) Ale stało się. Zostało wypowiedziane... przez dzieci. Wtedy to po raz pierwszy nieoficjalnie zostałam przyjęta do rodziny ;)
Już jakiś czas wcześniej rodzice zwyczajnej dziewczyny i zwyczajnego chłopaka zostali sobie przedstawieni. Na początku było trochę niezręcznie, wszyscy czuliśmy się trochę skrępowani. Nasze mamy nawet bluszcz pomyliły z paprotką i do dziś wspominają to ze śmiechem. Potem jednak (być może przez "paprotkę";) atmosfera szybko rozluźniła się i rodzice od razu przypadli sobie do gustu. Zaprzyjaźnili się. Spotykali się. Jeździli razem na wakacje. Spędzali razem imieniny, urodziny. Urządzali razem grilla u nas w ogrodzie, albo jeździli razem na grzyby. To były piękne czasy...
Zwyczajny chłopak jeździł z rodzicami zwyczajnej dziewczyny w odwiedziny do jej rodziny, a zwyczajna dziewczyna jeździła ze zwyczajnym chłopakiem i jego rodzicami w odwiedziny do jego rodziny.
Rodzina zwyczajnej dziewczyny zapraszała zwyczajnego chłopaka, a rodzina zwyczajnego chłopaka zapraszała zwyczajną dziewczynę. Znów zaczęły się śluby i wesela. Rodzina zaczęła się żenić i wychodzić za mąż, a ciocie i wujkowie zaczęli pytać...
Ciocie i wujków można było jeszcze jakoś przeżyć, bo zdarzało się to od przypadku do przypadku. Ale jak rodzice zwyczajnej dziewczyny i zwyczajnego chłopaka poczuli się dobrze we własnym towarzystwie, też zaczęli pytać... To bardzo bolało. Zwyczajna dziewczyna nie potrzebowała ponaglenia. Wystarczył jej już ten przymus wewnętrzny trwający od dłuższego czasu. Nawet, skoro oboje ze zwyczajnym chłopakiem pracowali, założyła sobie konto oszczędnościowe, na które co miesiąc parę zaoszczędzonych groszy systematycznie wpływało z myślą o weselu.... Jednak zwyczajny chłopak wciąż stawiał opór...
C.D.N.
zwyczajnie, a jak miło :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
http://mamailusia.blogspot.com/
miło było, to fakt ;)
Usuńjak to faceci.. slub na koncu...
OdpowiedzUsuńno niestety...
Usuńno to przyszło mi zwyczajnie czekać na cd...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpozdrawiam również ;)
Usuńhmm... skądś znam stawianie oporu.. a podobno nie jestem taka najgorsza.. ;)
OdpowiedzUsuńhehe no mnie też przecież niczego nie brakuje :P
UsuńCzekam na cd :))
OdpowiedzUsuńU nas na blogu też miłością pachnie :)) :*
i piernikami ;) widziałam
UsuńBardzo ładny domek w tle, aż miło wracać do takiego miejsca :)
OdpowiedzUsuńto dom rodziny mojego męża :)
UsuńNo, no i co dalej ??? Zaciekawiłaś ...
OdpowiedzUsuńniedługo się dowiesz ;)
UsuńŁadnie napisane :)
OdpowiedzUsuńfajowo się czyta:)
OdpowiedzUsuńcieszę się ;)
Usuń:) czekam na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńjuż niedługo ;)
UsuńAleż zazdroszczę tych kontaktów rodziców :)
OdpowiedzUsuńno niestety już nie ma czego...
Usuńcooo dalej :D ???? patelnią go ???? ;-)
OdpowiedzUsuńhaha no prawie ;)
Usuńciekawie...czekam na cdn..:))
OdpowiedzUsuńCzekam na kontynuację! U nas podobna historia. Ech, Ci faceci, ciągle opór przed ślubem. Mój się przełamał, choć baaaardzo późno. Nie wiem czy nie za późno ;)
OdpowiedzUsuńno cóż...siłą ich nie weźmiemy przecież :P
UsuńZwyczajnie fajnie opowiedziana historia :)
OdpowiedzUsuńzwyczajnie dziękuję ;)
Usuńwierzę, że w końcu rzuciłaś go na kolana :) czekam :) choć już się nie mogę doczekać :)
OdpowiedzUsuńhehehe ja też nie mogłam się doczekać ;)
Usuńa ja w progach zwyczajnej mamy jestem po raz pierwszy i proszę, trafiam na taką historię:):) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://www.alelarmo.blogspot.com/ dla Mam. o Mamach.
witam serdecznie i zapraszam - rozgość się :)
Usuń:D
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńKochana nie jestem na biezaco- czy znalezliscie juz / kupiliscie mieszkanie>?
OdpowiedzUsuńZostawilas z nutka "co dalej?" ...
OdpowiedzUsuń